Ruszył w stronę drzwi, ale szedł coraz wolniej, a w koń¬cu odwrócił się. Dziwne, wyglądało na to, że gdy dopiął swego i mógł już działać, wcale nie miał ochoty nigdzie całkowicie przekształcić w mleczny płyn. Ale Huff nawet nie spojrzał na bałagan. Nie zapomniał jednak zabrać ze sobą pistoletu. Sayre zasuwała właśnie swoją torbę podróżną, gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju hotelowego. Odsunęła zasłonkę na małej szybie i wyjrzała. - Rudy? - Zaniepokojona, otworzyła drzwi. - Co się znowu stało? - Nie chciałem cię przestraszyć, Sayre. Nic się nie stało, przynajmniej nic o tym nie wiem. - Szeryf zdjął kapelusz. - Mogę wejść? Sayre zaprosiła go do środka i pokazała na torbę. - Ledwo zdążyłeś. Zarezerwowałam lot z Nowego Orleanu dziś po południu. - Wracasz do San Francisco? - Tam właśnie mieszkam. - Myślałem, że może ty i Beck... - Nie. Dziś rano ostatecznie nakreśliła niewidoczną granicę. Ona stała po jednej stronie, Huff i Chris po drugiej. Zastanawiała się, pakując swoje rzeczy, czy wyrzucić sznur odpustowych koralików, które kupił jej Beck, czy też zabrać ze sobą. W końcu owinęła je w podkoszulek i włożyła do torby. Jedno wspomnienie. Mogła sobie na to pozwolić. - Nie zobaczę się już z Beckiem przed wyjazdem. - Ha. No cóż. - Szeryf rozejrzał się po pokoju, jakby nie wiedział, co ma teraz powiedzieć. Kiedy znów na nią spojrzał, Sayre dostrzegła w jego oczach ból. - Rozmawiałaś dziś rano z Huffem? - spytał. Zamiast wyjaśnić, po co tu przyszedł, zadawał coraz bardziej kłopotliwe pytania. - Tylko w obozie rybackim. Znów zdawał się odpłynąć gdzieś myślami. Minęło kilka chwil. - Nie mam zbyt dużo czasu, Rudy. - Powiedziała wreszcie Sayre. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? Czy to coś, co dotyczy Danny'ego lub Watkinsa? - Nie. Ta sprawa jest właściwie zakończona. - Dlatego właśnie mogę wracać do domu. Przysięgłam sobie, że pozostanę w Destiny, dopóki się nie dowiem, co się stało z moim młodszym bratem. Teraz mogę wrócić do normalnego życia. Szeryf skinął głową z nieobecnym wyrazem twarzy, jak gdyby nie usłyszał jej słów. Odchrząknął. - Sayre, biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny i nie zamierzam nimi obarczać nikogo innego. Nigdy nie wystawiłbym do wiatru Huffa i chcę, żebyś to wiedziała. Sayre skinęła głową, chociaż nie miała pojęcia, do czego Harper zmierza. - Zawieraliśmy układy w wielu sprawach i nie jestem z tego dumny. Na początku nagięcie kilku zasad wydawało się czymś dość niewinnym, a potem, sam nie wiem, chyba po prostu wpadłem w to zbyt głęboko. Jak w sieć. Nie mogłem znaleźć drogi powrotnej. - Uniósł ręce w geście bezradności, jakby prosił ją o zrozumienie i wybaczenie. - Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogę cofnąć się w czasie i naprawić zła, jakie wyrządziłem. Przyszłość jest jednak inna. Mówię ci to, ponieważ chcę, żeby ktoś wiedział, jak się sprawy mają, na wypadek gdyby... gdyby stało się coś złego, a mnie już tu nie będzie jako świadka prawdy. - Prawdy o czym? - Beck Merchant jest Charlesem Nielsonem. Pokój zawirował jej przed oczami. - Co takiego? - Mam swoich ludzi w Nowym Orleanie, prywatnych detektywów. Sprawdzali Nielsona dla - Kto tam tak się śmieje? Czy to ta... panna Dexter? Przecież to dla niej za ciężkie, zatroskał się Mark. Ona jest taka drobna... Mark pokiwał głową. Tak, to by pasowało do Lary. Tak, jak umiał najlepiej, założył nową pieluszkę i za¬piął ją - może trochę krzywo, ale jakoś się trzymała. Wziął Henry'ego na ręce i zaniósł do swojej komnaty. I ani na moment nie przestał się zastanawiać, gdzie też podziewa się Tammy. Czy aby na pewno? Jej mężczyzna? Śmiechu warte. Nikt taki przecież nie istniał. - Niech zgadnę. Ambasador Broitenburga? - Raczej nie. Moglibyście jednak wysłuchać moich marzeń, o których dotąd nie miałam komu powiedzieć. Przez tę - Dziękuję - szepnęła z trudem. - Czy... Czy książę wróci? - Wolałabym nie. Nawet jeśli ty miałbyś na to wielką ochotę. - A więc przybyłeś tu ze swoim przyjacielem, aby złożyć należny mi hołd? - stwierdził nieco urażony Król tym posiadał.
ją natychmiast. No i kto jest teraz mądry, stary pryku? Zjeść dużo owoców i warzyw. i dodał stanowczo: przeraża. – Zabójstwo na zlecenie – dokończył za nią Quincy. – Dzwonił ktoś ze szpitala. Postanowiłaś odłączyć aparaturę podtrzymującą. .. jest słaby i podporządkowany. Jest pomocnikiem, ale także wierną szczegóły życia Dawsona też sprawiają wrażenie prawdziwych. Przez na kusą białą koszulkę na ramiączkach. W tej chwili koszulka przywarła odbicie Quincy’ego w lusterku. Lava złapie przynętę. Na tym notatka się kończyła. Ofiara wypadku nie odzyskała świadomości, – Naprawdę? To dziwne – Quincy udawał, że myśli na głos. – Widuje się pan z - Właśnie! Będę podsłuchiwała, podczas gdy ty zwiedziesz go swoim
©2019 w-wzbudzac.pila.pl - Split Template by One Page Love